Chłopak ścisnął mocniej
rękę dziewczyny. Czuł się przy niej szczęśliwy. A jeszcze większą radość
sprawiał mu fakt, że mógł dzielić z nią to uczucie. Akiakane była najmniej
skomplikowaną dziewczyną na świecie. Zawsze mówiła, co jej leży na sercu,
lubiła się bawić i krzyczeć. A jakby tego było mało – była śliczna. Jej
zielono-wiśniowe warkocze opadały na plecy. Gdy spacerowali razem
prawdopodobnie zgubiła spinki, które trzymały tą fryzurę w ładzie, ale
niespecjalnie się tym przejmowała.
-Słuchasz mnie w ogóle? - spytał chłopak z pretensją.
-Ani trochę - zaśmiała się w odpowiedzi. Poranny spacer z ukochaną w
walentynki i tak zapowiadał się wspaniale, więc Mafu jedynie uśmiechnął się.
Zapowiadał się najszczęśliwszy dzień jego życia. Minął rok od momentu, w którym
zaczęli być parą. Żadne z nich nie pozwoliłoby zepsuć tej atmosfery. Mimo tego,
że trwała zima wciąż było na tyle ciepło, że wystarczyło założyć bluzę.
-Co chcesz dzisiaj zrobić? - zapytał. Szli naprawdę długą uliczką,
niemalże pustą, wzdłuż której posadzone były kwiaty. Była to najbardziej
malownicza okolica w całym miasteczku. W pewnym momencie dziewczyna gwałtownie
puściła rękę chłopaka i pobiegła przed niego.
-Do parku, przejdźmy się! - krzyknęła zwycięsko zostawiając Mafu w
tyle. "Idę, idę" - zdążył powiedzieć, ale ona już dawno nic nie
słyszała. Z jednej strony uważał, że to urocze, a z drugiej za każdym razem był
o kilka kroków za nią.
-Nie pędź tak – odezwał się, gdy już ją dogonił. Akiakane zaśmiała się.
-Chcę spędzić ten dzień najlepiej, jak się da! Cieszę się, że cię
poznałam.
Położyła się na wysuszonej trawie. Na tym tle wyglądała jeszcze
weselej, niż zwykle. Tęczowe ubrania kontrastowały z jednobarwną ziemią. Wtedy,
jakby za dotknięciem magicznej różdżki - czar prysł. "Przeprowadzam się.
Do innego kraju"- wyszeptała ze łzami w oczach. Najszczęśliwszy dzień,
którym teoretycznie powinien być, zamienił się w ponure popołudnie. Oboje
bardzo chcieli spędzić ten czas razem, ale nie mogli zdobyć się na uśmiech.
"Jakbym miał coś
pamiętać to na pewno dzień naszego pożegnania. Coś, czego bałem się
najbardziej. Moment, w którym uświadomiłem sobie jak bardzo ją kocham i ten, w
którym musiała mnie zostawić. I nawet nie czułbym się tak źle, gdyby mnie
rzuciła. Zacząłbym życie od nowa, zapomniał. Ale teraz? Nie mogę tego
zrobić"
-Nie odchodź! - krzyknął przyglądając się odjeżdżającemu pociągowi.
Stał samotnie na peronie w ciszy. Czasami przeszkadzał mu szum wiatru.
-Proszę, nie odchodź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Niech dane będzie Wam dane! \(^v^)/