wtorek, 19 kwietnia 2016

Opowieść o Gumiowym Kapturku — Kasia Potter

Dawno, dawno temu, za samurajowymi górami, za bananowymi lasami, za lodowymi rzekami, w Marchewkowym Zagajniku, żyła sobie mała dziewczynka o imieniu Gumi. Przez uroczy kapturek, który dostała od mamy, nazywano ją Gumiowym Kapturkiem.
Dziewczynka była bardzo wesołym i serdecznym dzieckiem. Zawsze pomagała mamie w robieniu marchewkowych wypieków, a w wolnym czasie śpiewała razem z ptaszkami, których w Zagajniku było pełno.
Pewnego dnia mama poprosiła Gumi, żeby poszła do sklepu i kupiła trochę marchewek, bo planowała upiec kolejne pyszne, kaloryczne, marchewkowe ciacho.
Tak więc, dziewczynka, zakładając czerwony kapturek, wyruszyła w poszukiwaniu pysznych marchewek.
Wpierw skierowała się do Reala, ale pamiętając, że to bajka i nie powinno się mieszać jej z realem, zawróciła i ruszyła nieznaną dotąd ścieżką. Spotkała na niej starszego o kilka lat chłopca, a właściwie nastolatka. 
Miał on żółte, poczochrane włosy i błękitne oczy, jak grzybki halucynki pod łóżkiem Kaito. Był wystraszony, a wręcz przerażony. Wydawało się, że ma drgawki. Mała Gumi, chcąc pomóc, zapytała:
— Hej, cześć. Co ci się stało?
— A! C-co? — Blondyn, zestrachany całkiem na poważnie, odwrócił się do zielonowłosej. — K-kim ty jesteś?
— Nazywam się Gumi. A ty?
— J-ja j-jestem Len... Kagamine Len...
— A czemu jesteś taki wystraszony, jakby cię zboczona zjawa goniła?
— W-wiesz... jestem molestowany psychicznie.
— Co jesteś? Kto cię molestuje?
— WSZYSCY! Prawie wszyscy chcą mnie wykorzystać! Albo jestem uke, albo seme, albo seke, albo casanovą. A JA TAK BARDZO CHCĘ ZOSTAĆ SOBĄ!
— Czyli... jesteś wykorzystywany psychicznie, bez twojej wiedzy zostajesz czyimś kochankiem, tak? — Kapturek założyła zielone okulary na nos i przybrała minę psychologa. Jeśli psycholodzy mają jakąś przypisaną sobie minę.
— Dokładnie. — Gumi zrobiło się go żal, jednak przypomniało się jej o poleceniu od mamy. — Słuchaj, Len. Zadzwoń do mnie później, teraz muszę coś zrobić. Baj de łej, wiesz może gdzie znajdę marchewki? — Zielonooka podała chłopakowi kartkę z numerem telefonu.
— W Biedronce sprawdź.
— Okey, dzięki!
Gumiowy Kapturek ruszyła dalej, aż dotarła na niewielką polankę.
— Tylko biedronka, nie ma ogonka~ — nuciła, skacząc między krzaczkami poziomek.
Nagle coś usłyszała. Szelest gdzieś z tyłu. Pęknięciu gałązki. Cichy oddech. Mała odwróciła się, a przed nią stał... mały, puszysty wilczek.
— Jak się nazywasz? — zapytał, merdając wesoło ogonkiem.
Lecz Gumi tego nie słyszała. Widziała tylko kosz pełen marchewek, który wilczek miał ze sobą. Nie namyślając się wiele, pochwyciła go i wybiegła niczym struś pędziwiatr z polanki.
— MUAHAHAHHAHAHAHAHAHAHHAHAHAAHAHAHHA BĘDĘ MIAŁA CIACHO NA OBIAD, MUAHAHAHAHHAHAHAH!
~I wszyscy żyli długo i szczęśliwie~

1 komentarz:

Niech dane będzie Wam dane! \(^v^)/