środa, 11 maja 2016

Witamy w Krainie Czarów! — Lotta Ledger

— Panie Kapeluszniku, ja mówię całkowicie poważnie — dziewczynka tupnęła nogą. Było naprawdę gorąco, a ona nosiła długą błękitną sukienkę z fartuszkiem. Ciemne włosy związała w warkocz czarną kokardką. Była naprawdę urocza, gdy się tak złościła.
— Tak, tak, dziecko — odparł niczym szaleniec, śmiejąc się praktycznie z niczego. Można się spierać na temat jego charakteru, ale nikt nigdy nie zwątpił, że Kapelusznikowi brakuje piątek klepki — Nie złość się dziecko i wypij herbatkę! — zawołał radośnie tańcząc, przy czym wylał z filiżanki cały napój. Wręczył pusty kubeczek Alys niczym różę i wrócił do tańca. Wskoczył na stół, gdzie nieudolnie starał się zrobić fikołka wywalając z niego wszystkie szklanki, talerze i wszelkiego rodzaju jedzenie.
— Niech pan nie marnuje pożywienia! — zawołała dziewczynka kompletnie niesłuchana przez wszystkich tu zebranych.
— Jedzenie? — Kapelusznik spojrzał tępo na drobny talerzyk — Ach, już rozumiem! Jedzenie! — chwycił w rękę kawałek ciasta, który do tej pory leżał spokojnie na talerzu i z całej siły rzucił nim w dziewczynkę. W odpowiedniej chwili zrobiła unik. Niska postać Kapelusznika turlała się po ziemi zaśmiewając się na śmierć.
— Nie przejmuj się, Alys — do dziewczynki podszedł wysoki osobnik o długich, ciemnych włosach i kocich uszkach. Ubrany był w elegancki garnitur, a spod czarnych dżinsów wychodził piękny ogon — On jest niespełna rozumu. No wiesz, tak jak my wszyscy — westchnął wzruszając ramionami. Dziewczynka obejrzała się, a wtedy postać kapelusznika jakby zamieniła się w poważnego, jasnowłosego chłopca, którego z wcześniej poznanym Kapelusznikiem łączyło tylko to, że oboje nosili cylinder ozdobiony granatową wstążką. Ów facet zdjął kapelusz i zaczął czegoś w nim szukać. Po kolei wyjmował z niego rozmaite rzeczy. Od papierków po cukierkach, przez książki aż po lampki nocne.
— Znalazłem! Tutaj są! — krzyknął zwycięsko. Włożył cylinder na głowę i z drobnego pudełeczka wyciągnął całą garść papierosów. Włożył je wszystkie do ust jednocześnie. Zaciągnął się nawet nie używając ognia.
— Kim jesteś? — odparła tępo Alys, chociaż dobrze znała odpowiedź.
— Idiotka — westchnął i przekręcił oczami — Jestem Szalonym Kapelusznikiem. Jest kapelusz, nie widać? Mam na imię Oliver, ale ludziom niepotrzebne są imiona. Kot jest po prostu kotem. A osoba, która nosi kapelusz jest po prostu kapelusznikiem – wzruszył ramionami. Najwidoczniej uważał to za oczywiste.
— Nie bądź dla niej zbyt surowy. Jest tutaj nowa — odparł mężczyzna z kocimi uszami — Ja jestem Kot z Cheshire. Ile masz lat, moja droga?
— Trzynaście — odparła z dumą na co rozmówcy wybuchnęli śmiechem. Nie przypominało to śmiechu, szybciej rechotanie żaby. Kapelusznik miał ochrypły głos, za to z ust Kota wydobywały się melodyjne i miłe dla ucha dźwięki. Tworzyło to wspaniały kontrast i gdyby nie to, że powodem ich nagłego wybuchu emocji było właśnie to, co przed chwilą powiedziała, byłaby zdolna podziwiać ten koncert.
— To bardzo zabawny wiek, kochana — facet z czarnym cylindrem zwichrzył jej włosy, chociaż wcale nie był od niej o wiele wyższy — Uważasz się już za taką dużą i poważną a mimo wszystko się tu znalazłaś — zdobył się na najszczerszy uśmiech, jaki można było zobaczyć na jego twarzy. Widać było, że już to sprawia mu trudność, a pomyśleć, że jeszcze chwilę temu śmiał się jak szalony.
— Wiecie może, gdzie się podział Biały Królik? — spytała nieśmiało dziewczynka starannie dobierając słowa.
— A tak w ogóle to czemu go gonisz? — Kot postanowił nie dać jej zbyt prostej odpowiedzi, bo jeszcze jej za łatwo będzie w życiu czy coś. To zadziwiające, że wystarczyło to jedno pytanie, by zupełnie zbić ją z tropu. Jedno zdanie i całkowicie przestała widzieć sens w tym co robi.
— To nie ma teraz znaczenia — odparła pośpiesznie, by nie ukazywać swojego zmieszania — Po prostu go gonię i tyle. Wiecie, gdzie mogę go znaleźć? — westchnęła. Nawet nie oczekiwała odpowiedzi.
— Może poszedł w prawo. A może w lewo. A może pobiegł prosto? Może się zawrócił? Może jakiś wielki stwór pożarł go po drodze? — Kapelusznik wzruszył ramionami — Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.
— Ja jednak myślę, że poszedł w prawo — zza pleców dziewczynki odezwała się gigantyczna róża. Nie miała oczu ani nosa, nie miała twarzy czy ciała. Jedynie na jednym z płatków widniały usta, chociaż wszystkim mieszkańcom Krainy Czarów żyłoby się lepiej, gdyby ich nie posiadała. Ale i jej usta były przepiękne i zmysłowe, w końcu to róża.
— To nie jest prawdą, Różyczko. Jestem pewna, że poszedł w lewo — zaprotestował tulipan.
— Nie ma takiej możliwości! Musiał pójść prosto, przecież żadna polna mysz go nie widziała po drodze, a w prawo i w lewo są jedynie lasy! — przekrzyczała wszystkich stokrotka. Mała myszka pod jej listkiem pisnęła, jakby na potwierdzenie jej słów.
— Wszystkie kłamiecie. Jak wszystkim wiadomo, narcyzy to najpiękniejsze kwiaty. Królik na pewno został skrócony o głowę! — odparł narcyz, na co pozostałe kwiaty westchnęły urażone.
— Wypraszam sobie! — krzyczała jedna po drugiej — Przecież to ja jestem najśliczniejszym kwiatem! — wrzeszczały w tym samym czasie i chociaż mówiły niemalże to samo nie sposób było je zrozumieć. Kapelusznik chwycił dziewczynkę za rękę i pociągnął w swoją stronę. Jego ręka była silna, więc tak czy owak nie mogła wyrwać się z uścisku mężczyzny. Za to jej dłoń była delikatna i bardzo łatwo można było ją skrzywdzić, jak na dziecko przystało.
— Wsiadaj — Kot z Cheshire przedstawił Alys tę jakże wspaniałą i okazałą nicość. Rozejrzała się, ale nigdzie nie zauważyła nic, na co mogłaby wsiąść. Stali na małej polance, wokół której rozpościerały się gęste i mroczne lasy. Spostrzegawczy zauważyłby drobne oczka ptaków siedzących na drzewach spoglądających na całe to widowisko. Z punktu widzenia osoby stojącej z boku, faktycznie mogło wyglądać to zabawnie, ale dla Alys nie było w tym nic śmiesznego. Tym bardziej, że wszyscy mówili to na poważnie. O ile tak można to nazwać, każdy wyrażał się żartem i zupełnie bez sensu, jednak taki właśnie był ich świat — to było ich normą.
— Tutaj nic nie ma — odezwała się nieśmiało dziewczyna starając się nie urazić szanownego pana kota. Poczuła ból rozbijającej się na jej plecach szklanki. Syknęła i odwróciła się w stronę Kapelusznika, który ponownie zmienił swoją postać. Znowu był tym niskim, dziwnym, szalonym i nieprzewidywalnym osobnikiem w czarnym cylindrze. Zaśmiał się szaleńczo i pobiegł schować się w krzaki. Kot odetchnął z ulgą.
— Wreszcie sobie poszedł — uśmiechnął się — Miałem wrażenie, że zaraz zgasi na mnie papierosa — prychnął i usiadł w powietrzu. Autentycznie. Kot poklepał miejsce tuż obok siebie, a przynajmniej tak mogłoby się zdawać. Wydało to takie same klap klap jakby faktycznie w coś uderzył, ale wciąż nic tam nie było. Nicość. Wyraźnie się zdenerwował.
— Siadaj wreszcie, do cholery — warknął.
Alys posłusznie siadła i poprawiła swoją granatową sukienkę. Wygładziła fartuszek i przechyliła odrobinę kokardę. Rączki ułożyła na kolanach i już była gotowa do drogi. Mężczyzna (a może i zwierzak?) patrzył na to z oburzeniem, w jego kocich oczach widać było złowrogą iskrę zupełnie bez powodu. Westchnął i przekręcił głową. Wokół niego powstał szary dym, który zakrył całą jego postać na kilka sekund. Gdy opadł, zamiast dorosłej osoby pojawił się gruby, pasiasty kot z podstępnym uśmiechem. Ruszyli przed siebie tak, jakby siedzieli powozie.
— Nie zadawaj niepotrzebnych pytań — mruknął i wtulił się w ramię dziewczynki — Raz mogę być człowiekiem, raz kotem a potem mogę całkowicie zniknąć — oznajmił, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Wreszcie jego postać jakby powoli zanikała a widoczne stały się tylko ogromne, żółte oczy i okropny, przerażający uśmiech.
— Przecież to nie ma sensu — szepnęła Alicja rozpatrując w głowie wszelkie możliwości. Nie było żadnych. To fizycznie nierealne.
— Może i tak — przytaknął Kot. Po tych słowach nastała zupełna cisza. Po drodze mijali drzewa, które gawędziły sobie radośnie oraz parę stojących pod nią lisów, które walczyły ze sobą. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ich broniami nie były śledzie. Zwierzęta jednak zacięcie walczyły i nie dawały przeciwnikowi szansy na zwycięstwo. Ale najbardziej przestraszyły Alys małe laleczki stojące pod dębami. Wpatrywały się w niewidzialny pojazd dużymi oczami z guzików. Na głowach miały małe czapeczki z okrągłymi pomponami. Przerażający był fakt, że cała zgraja takich oto lalek goniła właśnie dziewczynkę i Kota.
— No, ładnie — mruknął towarzysz dziewczyny przekręcając oczami. Zabawki okazywały się szybsze. Krzyczały po drodze i piszczały. Wdrapywały się na przezroczyste koła, niektóre szarpały sukienkę Alys.
— Kocie! — wrzeszczała — Pomóż mi! Kocie z Cheshire!
On siedział spokojnie i wpatrywał się w rozgrywającą się na jego oczach akcję bez zbędnych emocji, jednak na jego twarzy wciąż widniał szeroki uśmiech. Wyrwanie się z drobnych, ale silnych rączek lalek było trudne. Za każdym razem, gdy Alys odepchnęła jednego z nich rozbijały się one na drobne kawałeczki, jakby były ze szkła. W pewnym momencie wszystkie zabawki, które do tej pory goniły powóz upadły na ziemię.
— Porcelanowe Lalki, te to zawsze miały tupet — burknął Kot z pogardą – Prawie tak, jak bliźniaki Kagamine. Zjawiają się w złym czasie i w złym miejscu! Oboje pokazują inne kierunki, a ostatecznie wychodzi na to, że żaden z nich nie ma racji.
— Czemu nas atakowały? — spytała zaciekawiona dziewczynka. Mimo męczącej walki z piszczącymi zabawkami, którymi zawsze bawiła się w dzieciństwie oczy wciąż świeciły jej się z zafascynowania. Położyła główkę na rozwartych dłoniach, a łokcie oparła o kolana. Wpatrzona w zwierzaka z maślanymi oczami czekała na odpowiedź.
— Ot tak, bez powodu — wzruszył ramionami. No właśnie, ramionami. Kot ponownie zmienił się w człowieka. Znowu miał miękkie uszka i łagodny uśmiech, zamiast szerokiego i przerażającego. Nagle powóz zatrzymał się gwałtownie. Kot z Cheshire ruchem ręki wskazał stojącą tuż przed nimi nastolatkę średniego wzrostu. Bardziej spostrzegawczy dostrzegłby, że pod jasnymi włosami, które były w nieładzie widniały malutkie, urocze uszka zakryte dodatkowo czarną czapką. Ubrana była w pomarańczowe dżinsy i brązową koszulkę. Przez ramię przewiesiła skórzaną torbę. Czekała zniecierpliwiona wystukując nogą jakiś rytm. Ten oto młody osobnik przywitał się z Alys i westchnął głośno.
— Jaki jest twój cel? — spytała znudzona nie przestając wystukiwać rytmu.
— O co chodzi? Ja nie mam celu — wzruszyła ramionami dziewczynka. Nastolatka i Kot rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym kiwnęli zgodnie głowami i odezwali się do dziewczynki.
— Jesteś do niczego — opuściła głowę i przekręcił oczami. Ona spojrzała na niego wrogo, ale mając trzynaście lat i ubierając biały fartuszek oraz sukienkę wyglądanie groźne wcale nie jest takie proste. W gruncie rzeczy, nastolatka i tak nic sobie z tego nie robiła.
— A Suseł zawsze ma rację — wtrącił Kot z entuzjazmem. Dziewczyna spojrzała na niego morderczym wzrokiem i zwrócił się do Alys. Zacisnął pięść na jakimś przedmiocie w skórzanej torbie.
— Żegnaj — uśmiechnęła się łagodnie i wbiła niewielkie topór prosto w jej serce. Dziewczynka kaszlnęła i opadła z hukiem na ziemię. Kot klasnął w ręce, za to Suseł spojrzał na martwe ciało z obrzydzeniem.
— Wezwij Królika, potrzebna nam nowa Alys — machnął ręką i poszedł przed siebie kompletnie bez powodu.
— Nie przesadzaj, Mayu. Mogło być całkiem ciekawie – zasmucił się zwierzak.

— Miałeś tak do mnie nie mówić. Jak jeszcze raz to zrobisz to zacznę nazywać cię Mew – burknęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niech dane będzie Wam dane! \(^v^)/