sobota, 21 maja 2016

VP na Wattpadzie!

Dzisiaj mam dla Was kolejną wiadomość z serii "VOCALOID Polska się rozwija". XD

Otóż....

VP STARTUJE Z WATTPADEM! *-*


Znajdują się tam już opowiadania i piosenki, zaraz dodam jeszcze rysunki. ^^

W przyszłości będą tam umieszczane opa (po małym sprawdzeniu błędów) jakie napiszecie na konkurs/arty/piosenki itp. ^u^

Jeśli ktoś chce, to może również podsyłać swoje teksty na swiatynia.vp@gmail.com, a je tam umieścimy!

Możecie też zaobserwować lub podać swoje konta, a @VOCALOIDPolska również Was zaobserwuje. :'D

To tyle z dzisiejszych ogłoszeń parafialnych. ^^


piątek, 20 maja 2016

Wyniki konkursu na bajkę!

UWAGA, UWAGA!
Wyniki konkursu pisarskiego na bajkę~!

Udział brały:
Xenia Po
Lotta Ledger
Kama Denshi Hiyori

Tak więc, dla wspaniałego Yumy oraz cudownej Flower wpłynęły 3 cudowne opa~!

Nie przedłużając, prezentuję wyniki:

Lotta Legder - 7pkt
Kama Denshi Hiyori - 3pkt
Xenia Po - 5pkt
(Punkty były przyznawane przeze mnie, Pandę-dono, Szefunię oraz uczestniczki oceniały się same. ^^)

Lotta Ledger — I MIEJSCE (100NJ)
Xenia Po — II MIEJSCE (50NJ)
Kama Denshi Hiyori — III MIEJSCE (25NJ)


Gratulujemy! * ^ *

środa, 11 maja 2016

Rinciuszek — Xenia Po Niepełnosprawna Umysłowo

Była sobie Rin — dziewczynka mała,
co jednego brata miała.
(Jednak musiał pojechać do Miku na chwilę)
Więc do cioci pojechała.
Ciotka miała córki trzy.
Co wykorzystywały Rin i wołały: „Rinciuszku ty!"
Tak została nazwana Rinciuszkiem, to źle.
Bo końcówka „ciuszek" była fu i ble.
Córki ciotki piękne suknie jej zabrały.
I jakieś zwykle łachy biednej Rin dały.
Dziewczynka musiała zamiatać i sprzątać.
I raz nogi najwidoczniej musiały jej się zaplatać.
Przewróciła się, złe dziewczyny w śmiech.
Rin wyładowała twarzą w mech.
Podnosi się, łachy przetrzepuje.
I stwierdza: „Urlopu potrzebuję!"
Wtem zue, zue córki ciotki weszły.
I to Rinciuszka podeszły.
„Masz mi uprać ubrania!"
„A mi włosy uczesać!"
„Masz rozwiesić wszelkie prania!"
„I mojego chomika wskrzesać!"
Rinciuszek nie chciał, lecz musiała
Dziewczyny weszły i nagle pojawiła się wróżka.
I to ucieszyło Rinciuszka!
„Jestem Luka, a ty Rinciuszka!
Jam jest twoja wróżka!"
Rin ze zdumienia wodę wypluła.
i zauważyła, że na stole leży buła.
What The Fuck?
Aż dotknął mnie mózgu rak.
Dajemy dalej.
Bo do końca drogi coraz malej.
„Chciałabym iść na bal!"
„Tylko jaki? Śmiało! Wal!"
„Ten co tutaj niedaleko
Idą tam wszyscy, nawet neko!"
„Okej!" suknie wyczarowała,
piękne buty jej dała.
„Wróć o 12! I tak już wtedy późno!
Poza tym, po 12 moja magia idzie na próżno!"
I pojechała w karocy z dyni!
Którą wyczarowała wróżka-dawczyni.
Na balu poznała pięknego chłopaka.
Wyglądał na biedaka.
Zobaczyła go i się zakochała!
Więc rękę mu podała.
Nagle patrzy.. TO LEN!
TO MUSI BYĆ SEN ;-;!
„Brat!? No nie!"
„Każdy przecież to wie!
To ja!"
„Aha ;_;"
Córki Ciotki zazdrościły jej brata!
Więc dały Rin spokój, nie ma bata!
Więc wszystko dobrze się skończyło.
Bo tak to właśnie było!
KONIEC!

Niebieski Wilk — Kama Danshi Hiyori

Za siedmioma górami, za ósmą rzeką, mieszkała, wraz z mamą, Miku — dziewczyna z długimi, turkusowymi włosami. Uwielbiała śpiewać oraz odwiedzać swoją babcię. Pewnego słonecznego dnia, mama poprosiła Miku, aby zaniosła lekarstwa babci. Oczywiście, Miku się zgodziła. Spięła swoje włosy w dwa kucyki i wzięła od mamy koszyk dla babci. Wybiegła z domu i skierowała się w stronę domku babci. Domek znajdował się w lesie, więc mama ostrzegała ją przed wielkimi wilkami. Po drodze dziewczyna zobaczyła poziomki i pomyślała, że może dać je babci jako przekąskę.
— Dziecko, jeśli chcesz zerwać te owoce, to musisz zapłacić! — krzyknął tajemniczy głos.
— N-nie wiedziałam, że to jest czyjeś — odparła.
Zza drzew wyszedł wielki, niebieski wilk o błękitnych oczach.
— A więc, gdzie wędrujesz, dziecko? — zapytał wilk.
— Do babci, mieszka tutaj... — odparła zmieszana.
— Może zagramy w grę, kto pierwszy będzie u twojej babci? Jeśli Ty wygrasz, pokażę ci gdzie mieszkają gnomy,a jeśli to ja wygram zostaniesz ze mną,w lesie.
—  Zgadzam się...
Miku wyruszyła w stronę domku, a wilk znikł za drzewami. Po kilku minutach dziewczyna stała pod domkiem babci. Weszła do chatki i skierowała się w stronę sypialni. Babci leżała w łóżku...
—  Witaj babciu, czemu masz takie wielkie uszy?
—  Aby Cię lepiej słyszeć, droga Miku.
—  A czemu masz takie wielkie zęby?
—  Gdyż... Tak naprawdę to ja, wilk —  odparła.
—  Ale jak...? —  zapytała Miku.
—  Gdy wychodzę z tego domu, zamieniam się w wilka... Natomiast wygrałam grę i musisz ze mną zostać.

Tak oto kończy się naszą bajka.Miku została z „tajemniczym” niebieskim wilkiem, czasem odwiedza mamę...

Witamy w Krainie Czarów! — Lotta Ledger

— Panie Kapeluszniku, ja mówię całkowicie poważnie — dziewczynka tupnęła nogą. Było naprawdę gorąco, a ona nosiła długą błękitną sukienkę z fartuszkiem. Ciemne włosy związała w warkocz czarną kokardką. Była naprawdę urocza, gdy się tak złościła.
— Tak, tak, dziecko — odparł niczym szaleniec, śmiejąc się praktycznie z niczego. Można się spierać na temat jego charakteru, ale nikt nigdy nie zwątpił, że Kapelusznikowi brakuje piątek klepki — Nie złość się dziecko i wypij herbatkę! — zawołał radośnie tańcząc, przy czym wylał z filiżanki cały napój. Wręczył pusty kubeczek Alys niczym różę i wrócił do tańca. Wskoczył na stół, gdzie nieudolnie starał się zrobić fikołka wywalając z niego wszystkie szklanki, talerze i wszelkiego rodzaju jedzenie.
— Niech pan nie marnuje pożywienia! — zawołała dziewczynka kompletnie niesłuchana przez wszystkich tu zebranych.
— Jedzenie? — Kapelusznik spojrzał tępo na drobny talerzyk — Ach, już rozumiem! Jedzenie! — chwycił w rękę kawałek ciasta, który do tej pory leżał spokojnie na talerzu i z całej siły rzucił nim w dziewczynkę. W odpowiedniej chwili zrobiła unik. Niska postać Kapelusznika turlała się po ziemi zaśmiewając się na śmierć.
— Nie przejmuj się, Alys — do dziewczynki podszedł wysoki osobnik o długich, ciemnych włosach i kocich uszkach. Ubrany był w elegancki garnitur, a spod czarnych dżinsów wychodził piękny ogon — On jest niespełna rozumu. No wiesz, tak jak my wszyscy — westchnął wzruszając ramionami. Dziewczynka obejrzała się, a wtedy postać kapelusznika jakby zamieniła się w poważnego, jasnowłosego chłopca, którego z wcześniej poznanym Kapelusznikiem łączyło tylko to, że oboje nosili cylinder ozdobiony granatową wstążką. Ów facet zdjął kapelusz i zaczął czegoś w nim szukać. Po kolei wyjmował z niego rozmaite rzeczy. Od papierków po cukierkach, przez książki aż po lampki nocne.
— Znalazłem! Tutaj są! — krzyknął zwycięsko. Włożył cylinder na głowę i z drobnego pudełeczka wyciągnął całą garść papierosów. Włożył je wszystkie do ust jednocześnie. Zaciągnął się nawet nie używając ognia.
— Kim jesteś? — odparła tępo Alys, chociaż dobrze znała odpowiedź.
— Idiotka — westchnął i przekręcił oczami — Jestem Szalonym Kapelusznikiem. Jest kapelusz, nie widać? Mam na imię Oliver, ale ludziom niepotrzebne są imiona. Kot jest po prostu kotem. A osoba, która nosi kapelusz jest po prostu kapelusznikiem – wzruszył ramionami. Najwidoczniej uważał to za oczywiste.
— Nie bądź dla niej zbyt surowy. Jest tutaj nowa — odparł mężczyzna z kocimi uszami — Ja jestem Kot z Cheshire. Ile masz lat, moja droga?
— Trzynaście — odparła z dumą na co rozmówcy wybuchnęli śmiechem. Nie przypominało to śmiechu, szybciej rechotanie żaby. Kapelusznik miał ochrypły głos, za to z ust Kota wydobywały się melodyjne i miłe dla ucha dźwięki. Tworzyło to wspaniały kontrast i gdyby nie to, że powodem ich nagłego wybuchu emocji było właśnie to, co przed chwilą powiedziała, byłaby zdolna podziwiać ten koncert.
— To bardzo zabawny wiek, kochana — facet z czarnym cylindrem zwichrzył jej włosy, chociaż wcale nie był od niej o wiele wyższy — Uważasz się już za taką dużą i poważną a mimo wszystko się tu znalazłaś — zdobył się na najszczerszy uśmiech, jaki można było zobaczyć na jego twarzy. Widać było, że już to sprawia mu trudność, a pomyśleć, że jeszcze chwilę temu śmiał się jak szalony.
— Wiecie może, gdzie się podział Biały Królik? — spytała nieśmiało dziewczynka starannie dobierając słowa.
— A tak w ogóle to czemu go gonisz? — Kot postanowił nie dać jej zbyt prostej odpowiedzi, bo jeszcze jej za łatwo będzie w życiu czy coś. To zadziwiające, że wystarczyło to jedno pytanie, by zupełnie zbić ją z tropu. Jedno zdanie i całkowicie przestała widzieć sens w tym co robi.
— To nie ma teraz znaczenia — odparła pośpiesznie, by nie ukazywać swojego zmieszania — Po prostu go gonię i tyle. Wiecie, gdzie mogę go znaleźć? — westchnęła. Nawet nie oczekiwała odpowiedzi.
— Może poszedł w prawo. A może w lewo. A może pobiegł prosto? Może się zawrócił? Może jakiś wielki stwór pożarł go po drodze? — Kapelusznik wzruszył ramionami — Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.
— Ja jednak myślę, że poszedł w prawo — zza pleców dziewczynki odezwała się gigantyczna róża. Nie miała oczu ani nosa, nie miała twarzy czy ciała. Jedynie na jednym z płatków widniały usta, chociaż wszystkim mieszkańcom Krainy Czarów żyłoby się lepiej, gdyby ich nie posiadała. Ale i jej usta były przepiękne i zmysłowe, w końcu to róża.
— To nie jest prawdą, Różyczko. Jestem pewna, że poszedł w lewo — zaprotestował tulipan.
— Nie ma takiej możliwości! Musiał pójść prosto, przecież żadna polna mysz go nie widziała po drodze, a w prawo i w lewo są jedynie lasy! — przekrzyczała wszystkich stokrotka. Mała myszka pod jej listkiem pisnęła, jakby na potwierdzenie jej słów.
— Wszystkie kłamiecie. Jak wszystkim wiadomo, narcyzy to najpiękniejsze kwiaty. Królik na pewno został skrócony o głowę! — odparł narcyz, na co pozostałe kwiaty westchnęły urażone.
— Wypraszam sobie! — krzyczała jedna po drugiej — Przecież to ja jestem najśliczniejszym kwiatem! — wrzeszczały w tym samym czasie i chociaż mówiły niemalże to samo nie sposób było je zrozumieć. Kapelusznik chwycił dziewczynkę za rękę i pociągnął w swoją stronę. Jego ręka była silna, więc tak czy owak nie mogła wyrwać się z uścisku mężczyzny. Za to jej dłoń była delikatna i bardzo łatwo można było ją skrzywdzić, jak na dziecko przystało.
— Wsiadaj — Kot z Cheshire przedstawił Alys tę jakże wspaniałą i okazałą nicość. Rozejrzała się, ale nigdzie nie zauważyła nic, na co mogłaby wsiąść. Stali na małej polance, wokół której rozpościerały się gęste i mroczne lasy. Spostrzegawczy zauważyłby drobne oczka ptaków siedzących na drzewach spoglądających na całe to widowisko. Z punktu widzenia osoby stojącej z boku, faktycznie mogło wyglądać to zabawnie, ale dla Alys nie było w tym nic śmiesznego. Tym bardziej, że wszyscy mówili to na poważnie. O ile tak można to nazwać, każdy wyrażał się żartem i zupełnie bez sensu, jednak taki właśnie był ich świat — to było ich normą.
— Tutaj nic nie ma — odezwała się nieśmiało dziewczyna starając się nie urazić szanownego pana kota. Poczuła ból rozbijającej się na jej plecach szklanki. Syknęła i odwróciła się w stronę Kapelusznika, który ponownie zmienił swoją postać. Znowu był tym niskim, dziwnym, szalonym i nieprzewidywalnym osobnikiem w czarnym cylindrze. Zaśmiał się szaleńczo i pobiegł schować się w krzaki. Kot odetchnął z ulgą.
— Wreszcie sobie poszedł — uśmiechnął się — Miałem wrażenie, że zaraz zgasi na mnie papierosa — prychnął i usiadł w powietrzu. Autentycznie. Kot poklepał miejsce tuż obok siebie, a przynajmniej tak mogłoby się zdawać. Wydało to takie same klap klap jakby faktycznie w coś uderzył, ale wciąż nic tam nie było. Nicość. Wyraźnie się zdenerwował.
— Siadaj wreszcie, do cholery — warknął.
Alys posłusznie siadła i poprawiła swoją granatową sukienkę. Wygładziła fartuszek i przechyliła odrobinę kokardę. Rączki ułożyła na kolanach i już była gotowa do drogi. Mężczyzna (a może i zwierzak?) patrzył na to z oburzeniem, w jego kocich oczach widać było złowrogą iskrę zupełnie bez powodu. Westchnął i przekręcił głową. Wokół niego powstał szary dym, który zakrył całą jego postać na kilka sekund. Gdy opadł, zamiast dorosłej osoby pojawił się gruby, pasiasty kot z podstępnym uśmiechem. Ruszyli przed siebie tak, jakby siedzieli powozie.
— Nie zadawaj niepotrzebnych pytań — mruknął i wtulił się w ramię dziewczynki — Raz mogę być człowiekiem, raz kotem a potem mogę całkowicie zniknąć — oznajmił, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Wreszcie jego postać jakby powoli zanikała a widoczne stały się tylko ogromne, żółte oczy i okropny, przerażający uśmiech.
— Przecież to nie ma sensu — szepnęła Alicja rozpatrując w głowie wszelkie możliwości. Nie było żadnych. To fizycznie nierealne.
— Może i tak — przytaknął Kot. Po tych słowach nastała zupełna cisza. Po drodze mijali drzewa, które gawędziły sobie radośnie oraz parę stojących pod nią lisów, które walczyły ze sobą. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ich broniami nie były śledzie. Zwierzęta jednak zacięcie walczyły i nie dawały przeciwnikowi szansy na zwycięstwo. Ale najbardziej przestraszyły Alys małe laleczki stojące pod dębami. Wpatrywały się w niewidzialny pojazd dużymi oczami z guzików. Na głowach miały małe czapeczki z okrągłymi pomponami. Przerażający był fakt, że cała zgraja takich oto lalek goniła właśnie dziewczynkę i Kota.
— No, ładnie — mruknął towarzysz dziewczyny przekręcając oczami. Zabawki okazywały się szybsze. Krzyczały po drodze i piszczały. Wdrapywały się na przezroczyste koła, niektóre szarpały sukienkę Alys.
— Kocie! — wrzeszczała — Pomóż mi! Kocie z Cheshire!
On siedział spokojnie i wpatrywał się w rozgrywającą się na jego oczach akcję bez zbędnych emocji, jednak na jego twarzy wciąż widniał szeroki uśmiech. Wyrwanie się z drobnych, ale silnych rączek lalek było trudne. Za każdym razem, gdy Alys odepchnęła jednego z nich rozbijały się one na drobne kawałeczki, jakby były ze szkła. W pewnym momencie wszystkie zabawki, które do tej pory goniły powóz upadły na ziemię.
— Porcelanowe Lalki, te to zawsze miały tupet — burknął Kot z pogardą – Prawie tak, jak bliźniaki Kagamine. Zjawiają się w złym czasie i w złym miejscu! Oboje pokazują inne kierunki, a ostatecznie wychodzi na to, że żaden z nich nie ma racji.
— Czemu nas atakowały? — spytała zaciekawiona dziewczynka. Mimo męczącej walki z piszczącymi zabawkami, którymi zawsze bawiła się w dzieciństwie oczy wciąż świeciły jej się z zafascynowania. Położyła główkę na rozwartych dłoniach, a łokcie oparła o kolana. Wpatrzona w zwierzaka z maślanymi oczami czekała na odpowiedź.
— Ot tak, bez powodu — wzruszył ramionami. No właśnie, ramionami. Kot ponownie zmienił się w człowieka. Znowu miał miękkie uszka i łagodny uśmiech, zamiast szerokiego i przerażającego. Nagle powóz zatrzymał się gwałtownie. Kot z Cheshire ruchem ręki wskazał stojącą tuż przed nimi nastolatkę średniego wzrostu. Bardziej spostrzegawczy dostrzegłby, że pod jasnymi włosami, które były w nieładzie widniały malutkie, urocze uszka zakryte dodatkowo czarną czapką. Ubrana była w pomarańczowe dżinsy i brązową koszulkę. Przez ramię przewiesiła skórzaną torbę. Czekała zniecierpliwiona wystukując nogą jakiś rytm. Ten oto młody osobnik przywitał się z Alys i westchnął głośno.
— Jaki jest twój cel? — spytała znudzona nie przestając wystukiwać rytmu.
— O co chodzi? Ja nie mam celu — wzruszyła ramionami dziewczynka. Nastolatka i Kot rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym kiwnęli zgodnie głowami i odezwali się do dziewczynki.
— Jesteś do niczego — opuściła głowę i przekręcił oczami. Ona spojrzała na niego wrogo, ale mając trzynaście lat i ubierając biały fartuszek oraz sukienkę wyglądanie groźne wcale nie jest takie proste. W gruncie rzeczy, nastolatka i tak nic sobie z tego nie robiła.
— A Suseł zawsze ma rację — wtrącił Kot z entuzjazmem. Dziewczyna spojrzała na niego morderczym wzrokiem i zwrócił się do Alys. Zacisnął pięść na jakimś przedmiocie w skórzanej torbie.
— Żegnaj — uśmiechnęła się łagodnie i wbiła niewielkie topór prosto w jej serce. Dziewczynka kaszlnęła i opadła z hukiem na ziemię. Kot klasnął w ręce, za to Suseł spojrzał na martwe ciało z obrzydzeniem.
— Wezwij Królika, potrzebna nam nowa Alys — machnął ręką i poszedł przed siebie kompletnie bez powodu.
— Nie przesadzaj, Mayu. Mogło być całkiem ciekawie – zasmucił się zwierzak.

— Miałeś tak do mnie nie mówić. Jak jeszcze raz to zrobisz to zacznę nazywać cię Mew – burknęła.